Brakuje tylko wystawy

Z wełną, szydełkiem i drutami jest za pan brat. Będąc dziewczynką podpatrywała babcię, mamę i martwiła się, że dla niej brakuje narzędzi. W każdym razie dzieciństwo było barwne, jak kolorowe motki.

Brakuje tylko wystawy

Gdy ręce szukają szydełka

– Tak się złożyło, że i babcia, i mama robiły na drutach. Zabrakło ich dla mnie. Wtedy wzięłam od taty długie gwoździe, najdłuższe jakie miał w swoim kuferku z narzędziami. I też robiłam – wspomina Urszula Kucińska, emerytowana nauczycielka z Brzozia, pasjonatka prac ręcznych, rozmaitości, których nikt inny tak stworzyć nie potrafi.

Haftowanie, robienie na drutach, na szydełku miała zatem niejako w genach. Babcia Józefa, moja mama Adelajda – obie panie wywarły wielki wpływ na pasje, umiejętności, rozbudziły wyobraźnię. Urszula widziała, że wszystko co robią ma swój sens, że jest to potrzebne, czemuś i komuś służy.

– Mama, przykładowo, robiła podkolanówki na drutach, swetry, czapki. A ja z bawełny, którą znalazłam na szpuli, coś dla lalek. Moje lalki miały czapki – włochacze, czesałam te czapki drucianymi szczotkami, żeby się włos wyodrębnił. Potem była szkoła. Chodziłyśmy w mundurkach, a kołnierzyki koleżanki miały robione na szydełku, przeze mnie. Były też sukienki granatowe, do których nosiło się i kołnierzyki, i mankiety szydełkowane. Z czasem przyszły inne potrzeby – swetry, bluzeczki. Mijały lata, a ja nie rozstawałam się z robótkami ręcznymi. I tak jest do dziś.

W domu miała zawsze serwetki własnego pomysłu, obrusy, narożniki do poduszek. Do firanek się nie przymierzała. Jej mama, owszem, miała na koncie także firany.

– Chyba za długo trzeba było czekać na efekt, ale panie, którym udało się zrobić firany bardzo podziwiam. Natomiast szyłam na maszynie, to również mam po mamie.

Będąc w zespole “Wszyscy razem” z Brzozia, kierując grupą pań, Urszula Kucińska wraz z koleżankami wpadły na pomysł, aby zrobić coś dla swoich widzów, dla przyjaciół, znajomych, mieszkańców wsi, miejscowości, w której występują. No i panie zajęły się robótkami z okazji świąt – Bożego Narodzenia i Wielkanocy. To się dzieje od niedawna. Tworzywem są szyszki, orzechy.

– Najlepiej jest kiedy kuzyn przywiezie mi z różnych europejskich krajów szyszki, zupełnie inne niż nasze.  Można wtedy sobie pozwolić na rozmaitości, stroiki, wianuszki, także dekoracje na groby, podczas Wszystkich Świętych. Niedawno kuzynka nauczyła mnie tworzyć ze wstążek – powstały między innymi jajka wielkanocne. Zaczęłam także tworzyć róże. Szybko zdobyły uznanie i popularność. Gdy odchodziła na emeryturę nasza pani dyrektor szkoły, Elżbieta Kaszyńska, dostała wspaniały bukiet z osiemnastu róż. Kupuje się specjalną, czterocentymetrowa wstążkę, druciki, odpowiednio się układa i montuje.

Nie potrafi usiedzieć pięciu minut w miejscu. Ciągle coś wymyśla, ciągle coś robi. Gdy rodzą się dzieci w rodzinie – wełniane buciki, czapeczka, bo nie wypada jechać do malucha z pustymi rękoma. Jak już trochę większe ? sukieneczki, sukienusie.

– Muszę być w ciągłym ruchu, ciągle coś wymyślać. Mój mąż jest na tyle cierpliwy jeździ ze mną do lasu, żeby mi pomóc szyszek nazbierać, bo już jest pomysł na coś ciekawego. Oczywiście, po szyszki jesienią.

Oglądam i podziwiam – róże w pożegnalnym bukiecie, w albumie fotograficznym, w wazonie na stole, serwetki, stroiki małe i duże, z szyszek przywiezionych gdzieś z daleka i z lasów w bliskiej okolicy.

Pasję i twórczość Urszuli Kucińskiej, rodowitej Kujawianki z Kruszwicy, osiadłej w Brzoziu, warto nie tylko opisać, opowiedzieć o niej, trzeba po prostu to wszystko zobaczyć.

Gmina Brzozie szczyci się tym, że ma wiele świetlic wiejskich, chyba w każdym sołectwie. Uważam, iż jest to idealne miejsce na wystawę – raz w tygodniu, w wybranym dniu, zawsze w innym miejscu. Autorka i jej twórczość na to zasługują. Kto pierwszy pomysł podchwyci?

(wind)